środa, 25 maja 2016

Prolog

***

 - Zgadnij kto to?!
  Allison położyła swoje ciepłe, gładkie dłonie na moich powiekach, uwierając mnie swoim pierścionkiem w policzek. Mimo, że mam zasłonięte oczy, wiem, że ma dzisiaj na sobie krótką spódniczkę w kwiatki, czarną bluzkę i jeansową kurtkę. Mając na uwadze, jak ciężko przeżywa śmierć swojej mamy, uważałam na to co mówię. Czuję to, co ona czuje, poprzez jej dotyk, to różni mnie od innych dziewczyn w szkole, a także od innych banshee. Nie mam pojęcia, dlaczego tak jest.
- Zgaduj szybciej, bo zaraz umrę z głodu! - powiedziała swoim szorstkim głosem.
- Lady Gaga? - zażartowałam.
- Fuj! - krzyknęła, zabierając dłonie z mojej twarzy. Odwróciłam się w stronę przyjaciółki i zobaczyłam głębokie brązowe oczy, które podkreślone były mocną, czarną kredką, a czerwone usta dawały temu świetny kontrast.
- Jak tam? - uśmiechnęłam się do przyjaciółki, wyciągając słuchawki z uszu. Allison spojrzała na mnie zawiedziona.
- Ty mnie w ogóle w tym słyszałaś?! - powiedziała. Dla mnie drobiazg, słyszę wszystko, widzę wszystko i czuję wszystko. Na dodatek mój krzyk potrafi być tak głośny, że ogłuszy nawet niewinnego psa. Dlatego unikam ludzi, a oni przez to mają mnie za wariatkę.
   Nie zawsze taka byłam. Nie mieszkam w Beacon Hills od dzieciństwa, wcześniej przebywałam w różnych miastach naszego kraju. Tata kochał podróżować, więc często zmieniałam szkołę, ale mimo wszystko byłam normalną nastolatką. Chodziłam na imprezy, kochałam się w aktorach, uwielbiałam swoje rude włosy tak bardzo, że nie przyszłoby mi do głowy ich związać. Byłam popularna w szkołach i szczęśliwa. Czułam się spełniona i tylko koniec świata mógł mi pokrzyżować plany. A chociaż ostatnie brzmi jak banał, okazało się ironiczną prawdą. Nie potrafię wypowiedzieć się na ten temat, bo jedyne co pamiętam po wypadku, to umieranie.
   Nie umarłam. Jechaliśmy z tatą oglądać nowe mieszkanie w sąsiednim mieście. Wtedy coś się stało, ale nikt nie potrafi ustalić co. Tata stracił panowanie nad kierownicą i od tamtej pory nie żyje. Ja na swoje nieszczęście przeżyłam. Mama chcąc zapomnieć o wszystkim zdecydowała, że przeprowadzimy się tutaj i zaczniemy zupełnie nowe życie. Wypadek jednak źle na mnie wpłynął, bo czuję się jak dziwadło, a jakby nie patrzeć, to nawet nim jestem.
       Pamiętam tylko moment, kiedy spojrzałam na tatę i w głowie modliłam się, żeby on też na mnie spojrzał. To się niestety nie stało, po chwili straciłam przytomność. Obudził mnie cichy, kobiecy głos.
- Lydia? Tak masz na imię słoneczko? - powiedziała młoda kobieta, kiedy otworzyłam oczy. Rozejrzałam się po sali, gdzie ściany były białe, a obok mojego łóżka leżał stolik z różnymi przyrządami. Byłam w szpitalu.
- Jestem Lydia. - odparłam, po czym znów zasnęłam.

***

2 komentarze: