sobota, 9 lipca 2016

Rozdział 2

***

    Wpatrywałam się w chłopaka bite dwie minuty, a jego uśmiech nie schodził z jego twarzy. Po czasie się opamiętałam.
- Jejku przepraszam. - oparłam. Skupiłam się na tym, że nie słyszę jego myśli. Nic, zero. Jakby nie był człowiekiem. 
- Lydia prawda? - zapytał, dalej nie opuszczając swojego jakże czarującego uśmiechu. Stoję jak słup soli, starając się oderwać od niego wzrok, a Scott zaczął znacząco chrząkać.
- Tak. - odparłam w końcu. - A to jest Scott - pokazałam palcem w stronę przyjaciela, stojącego z drugiej strony samochodu. Stiles zerknął na niego, kiwnął głową, po czym jego wzrok wrócił do mnie. To zupełne szaleństwo, co teraz czuję, przysięgam. 
- Mogę Cię o coś prosić? - zapytał 'nowy'. - Pożyczysz mi podręcznik z chemii? Mam trochę do nadrobienia, a dzisiaj raczej nie zajrzę do księgarni. - stwierdził. Po chwili dotarło do mnie co powiedział i niezdarnym ruchem sięgnęłam do torebki po książkę, którą od razu mu podałam. Część mnie ma ochotę dotknąć jego dłoni, a najlepiej w ogóle jej potem nie puszczać, ale druga część - ta mądrzejsza, silniejsza, świadoma - stara się opamiętać. Stiles rzucił podręcznik na siedzenie, założył okulary słoneczne, kiwnął głową i wsiadł do auta. Uświadamiając sobie na jaką idiotkę wychodzę, stojąc jeszcze sama na zewnątrz, wsiadam do skody, gdzie Scott już jest. 
- Co się stało między Wami? - zapytał przyjaciel, kiedy szukałam kluczyków pod swoimi pośladkami. 
- A co się miało stać? - zapytałam, mając nadzieję, że moja orientacja nie była tak widoczna, ale oszukiwałam sama siebie.
- Nagle zrobiło się strasznie dziwacznie, jakbyś po prostu postradała zmysły i chciała zacząć jak inne prześladować biednego Stilesa. Myślałem, że będę musiał biec po inhalator. Ciesz się, że nie było tu naszej kochanej Ali, bo nie wiem czy pamiętasz, ale to ona go zaklepała. 
- Scott, przestań już gadać. Nic się nie stało. - przerwałam przyjacielowi lekko zdenerwowana i odpalając auto, wyjechałam z parkingu szkoły. 
     
    Weszłam do domu i pierwsze, co postanowiłam zrobić, to wziąć z lodówki butelkę coli. Mama nie wróciła jeszcze z pracy, w sumie nigdy nie wraca na czas. Jest od niej dosłownie uzależniona. Przykro mi, że stoję na jej drodze do rozwoju kariery prawnika. Kiedy tata żył, to on spędzał ze mną większość czasu, więc mama spokojnie mogła pracować nad swoimi sprawami i jeździć na delegacje. 
    Mam dość duży pokój. "kiedyś" o takim mogłam tylko pomarzyć. Jak każda nastolatka mam tutaj łóżko, szafę i toaletkę. Tylko że poza tym posiadam jeszcze duży plazmowy telewizor, wielkie lustro i przepiękny widok z tarasu. Przez pierwsze miesiące po powrocie ze szpitala nie dostrzegałam tego piękna, ale musiałam zakończyć kiedyś tę żałobę. Niedawno odważyłam się położyć na szafce kilka naszych wspólnych zdjęć, co prawda nadal wywołują we mnie przykre emocje, ale nie doprowadzają mnie już do histerycznego płaczu. 

    Kiedy ja i Scott docieraliśmy do parkingu szkoły, Allison już tam stała, rozglądając się nerwowo. Zaparkowałam na moim stałym miejscu i kiedy wyszliśmy z auta, przyjaciółka szybko do nas podbiegła.
- Słuchajcie, zaraz zaczyna się lekcja, a ja nigdzie nie widzę auta Stilesa. Myślicie, że zrezygnował? - dramatyzowała. 
- Dlaczego miałby rezygnować? - zapytałam, zmierzając w stronę szkoły.
- Bo byliśmy zbyt nachalni? Zwykli, prości, niewarci uwagi kogoś takiego, jak on? - zaczęła wymieniać, a ja czułam, że zaraz wybuchnie mi głowa, ponieważ oprócz tego słyszałam też cichszym głosem jej przerażające myśli. 
- Przecież musi wrócić! Lydia pożyczyła mu swoją książkę z chemii. - powiedział Scott, zanim zdążyłam go powstrzymać. Teraz zastanawiałam się, jak wytłumaczę to przyjaciółce. 
- Lydia! - krzyknęła Ali - przecież wiesz, że sobie go zaklepałam! Powiedz, że to był tylko szkolny obowiązek, a nie konkurencja. - narzekała.
- Allison, spójrz na mnie. - powiedziałam lekko zdenerwowana. - Jestem chodzącą katastrofą. Nie musisz widzieć we mnie żadnego zagrożenia, ponieważ Stiles Stilinski mnie nie interesuje. Jest mi totalnie obojętny, nie pociągają mnie tacy seksowni, opaleni, wysocy i przystojni mężczyźni. Jak inaczej mam Ci to wytłumaczyć? - mówiąc to, starałam się opanować swój ton głosu. 
- Nie musisz niczego tłumaczyć. - powiedziała Ali, wpatrując się w jeden punkt gdzieś w głębi korytarza. Moje oczy też tam powędrowały. Stiles stał przy klasie, gdzie właśnie mieliśmy mieć chemię. 
  
                                                                      ***



niedziela, 5 czerwca 2016

Rozdział 1

***

    Kiedy zauważyłam, że Pan Herris wchodzi do klasy, wyciągnęłam słuchawki z uszu i udawałam, że czytam książkę. Nie podniosłam nawet wzroku, kiedy usłyszałam słowa nauczyciela.
- To jest Stiles Stilinski, przeprowadził się tutaj z Europy i będzie uczęszczał z Wami do klasy. - powiedział do nas. - Stiles, usiądź proszę obok Lydii z tyłu, dopóki nie kupisz własnej książki, będziesz korzystał z jej egzemplarza. - zwrócił się do Stilesa. Dreszcz mnie przeszedł, kiedy usłyszałam te słowa, ale nie miałam szans się o nic sprzeczać, w klasie nie było praktycznie innego miejsca. Słysząc myśli niejakiej Malii Hale, siedzącej w pierwszej ławce Stiles jest boski , mogę wyobrazić sobie, jak wygląda. To stwierdzenie potwierdza wiele innych dziewczyn, siedzących w tej klasie..i nie tylko dziewczyn. Nie spojrzałam jeszcze na niego ani razu, starałam skupić się na tekście, który akurat miałam otwarty w książce.
- Cześć. - szepnął nowy, siadając na krześle i cicho zrzucając swój plecak, który upadł na podłogę z cichym tąpnięciem.
- Hej. - odparłam znacznie ciszej, niż on. Pan Herris zapowiedział, że mamy przeczytać tekst ze strony 124. Zabawne, że akurat tę miałam otwartą, wyszłam na kujona.
- Mogę zerknąć? - zapytał chłopak. Starając się nie wyglądać jak nieśmiała nastolatka, podsunęłam na środek podręcznik tak, że prawie spadł z ławki. Stiles przysunął się bliżej, ale olałam to. Byłam wpatrzona w książkę, starałam się unikać jego spojrzenia. Czułam się obgadywana przez większość dziewczyn w klasie i tak pewnie było. Dawno nie przeżyłam tak krępującej chwili. Tylko Pan Herris pragnie tak bardzo jak ja, żeby ta lekcja się już skończyła.
     Podczas szkolnego lunchu każdy rozmawiał już wyłącznie o Stilesie. Siedząc przy stoliku w głowie przewijało mi się wiele głosów Widziałaś tego nowego? Boski! Ponoć przyjechał z Europy! Albo Azji? Ważne, że zza granicy! . Chciałabym w jakiś sposób ich wszystkich wyciszyć.
- Do diaska, widziałaś nowego?! - Allison krzyknęła, siadając ze mną przy stoliku.
- Ty też? - w myślach błagałam Boga, żeby to w końcu się skończyło.
- Czyli nie widziałaś. - zaśmiała się przyjaciółka, popijając swój sok pomarańczowy, który leżał na jej tacy.
- Pewnie rozmawiacie o Stilesie? - powiedział Scott, dosiadając się do nas. Swoimi brązowymi oczkami spoglądał to na mnie, to na Ali.
- Już go zaklepałam. - odpowiedziała, posyłając mu nieszczery uśmiech.
- Nie wiedziałem, że interesuje Cię ktoś, poza łowcami. - zaśmiał jej się przyjaciel prosto w twarz. Wszyscy w trójkę jesteśmy uważani za największe dziwadła w szkole, dlatego trzymamy się razem. Początkowo Ali i Scott byli uważani za parę, ale kiedy przyjechałam do Beacon Hills i przygarnęli mnie do siebie, każdy zorientował się, że tak nie jest.
- Przysięgam Ci Lydia, Stiles jest po prostu idealny, musisz go zobaczyć! - powiedziała do mnie przyjaciółka.
- Nie widziałaś go?! - zdziwił się Scott. Wiedziałam, że w końcu muszę się przed nimi otworzyć, to były jedyne osoby, którym ufałam.
- Siedziałam z nim na chemii. - powiedziałam po chwili ciszy. - Korzystaliśmy z jednego podręcznika.
- 'KORZYSTALIŚMY'?! - Scott wyglądał na naprawdę zachwyconego.
- Jeszcze tego brakowało, żebym musiała konkurować z najlepszą przyjaciółką. - przewróciła oczami Ali, biorąc kolejny łyk swojego soku.
- Prędzej Scott będzie twoim konkurentem, niż ja. - zaśmiałam się, szturchając przyjaciółkę łokciem, żeby zwrócić uwagę bardziej na zachwyt przyjaciela, niż na moje okropne spotkanie ze szkolnym przystojniakiem.
- Mam Cię na oku. - powiedziała przyjaciółka i oboje zaczęli się śmiać razem ze mną.
    Po lekcjach poszliśmy ze Scottem na parking, w przeciwną stronę niż Allison. Przyjaciel nie ma swojego auta, więc zawsze zabieram go ze sobą. Dreszcz przechodzi przeze mnie, kiedy widzę koło swojej białej skody dużego Jeepa. Nie widziałam go nigdy wcześniej, więc mógł należeć tylko do jednej osoby. Właściciel stał obok.
- Hej, nie miałaś chyba okazji mi się przedstawić. - słyszę znajomy mi głos za swoimi plecami, kiedy otwieram drzwi do auta. Wpatrzona w ziemię staram się zebrać w siły. W końcu podnoszę głowę i spoglądam na bruneta. Jego widok sprawił, że zaniemówiłam.

                                                                       ***


środa, 25 maja 2016

Prolog

***

 - Zgadnij kto to?!
  Allison położyła swoje ciepłe, gładkie dłonie na moich powiekach, uwierając mnie swoim pierścionkiem w policzek. Mimo, że mam zasłonięte oczy, wiem, że ma dzisiaj na sobie krótką spódniczkę w kwiatki, czarną bluzkę i jeansową kurtkę. Mając na uwadze, jak ciężko przeżywa śmierć swojej mamy, uważałam na to co mówię. Czuję to, co ona czuje, poprzez jej dotyk, to różni mnie od innych dziewczyn w szkole, a także od innych banshee. Nie mam pojęcia, dlaczego tak jest.
- Zgaduj szybciej, bo zaraz umrę z głodu! - powiedziała swoim szorstkim głosem.
- Lady Gaga? - zażartowałam.
- Fuj! - krzyknęła, zabierając dłonie z mojej twarzy. Odwróciłam się w stronę przyjaciółki i zobaczyłam głębokie brązowe oczy, które podkreślone były mocną, czarną kredką, a czerwone usta dawały temu świetny kontrast.
- Jak tam? - uśmiechnęłam się do przyjaciółki, wyciągając słuchawki z uszu. Allison spojrzała na mnie zawiedziona.
- Ty mnie w ogóle w tym słyszałaś?! - powiedziała. Dla mnie drobiazg, słyszę wszystko, widzę wszystko i czuję wszystko. Na dodatek mój krzyk potrafi być tak głośny, że ogłuszy nawet niewinnego psa. Dlatego unikam ludzi, a oni przez to mają mnie za wariatkę.
   Nie zawsze taka byłam. Nie mieszkam w Beacon Hills od dzieciństwa, wcześniej przebywałam w różnych miastach naszego kraju. Tata kochał podróżować, więc często zmieniałam szkołę, ale mimo wszystko byłam normalną nastolatką. Chodziłam na imprezy, kochałam się w aktorach, uwielbiałam swoje rude włosy tak bardzo, że nie przyszłoby mi do głowy ich związać. Byłam popularna w szkołach i szczęśliwa. Czułam się spełniona i tylko koniec świata mógł mi pokrzyżować plany. A chociaż ostatnie brzmi jak banał, okazało się ironiczną prawdą. Nie potrafię wypowiedzieć się na ten temat, bo jedyne co pamiętam po wypadku, to umieranie.
   Nie umarłam. Jechaliśmy z tatą oglądać nowe mieszkanie w sąsiednim mieście. Wtedy coś się stało, ale nikt nie potrafi ustalić co. Tata stracił panowanie nad kierownicą i od tamtej pory nie żyje. Ja na swoje nieszczęście przeżyłam. Mama chcąc zapomnieć o wszystkim zdecydowała, że przeprowadzimy się tutaj i zaczniemy zupełnie nowe życie. Wypadek jednak źle na mnie wpłynął, bo czuję się jak dziwadło, a jakby nie patrzeć, to nawet nim jestem.
       Pamiętam tylko moment, kiedy spojrzałam na tatę i w głowie modliłam się, żeby on też na mnie spojrzał. To się niestety nie stało, po chwili straciłam przytomność. Obudził mnie cichy, kobiecy głos.
- Lydia? Tak masz na imię słoneczko? - powiedziała młoda kobieta, kiedy otworzyłam oczy. Rozejrzałam się po sali, gdzie ściany były białe, a obok mojego łóżka leżał stolik z różnymi przyrządami. Byłam w szpitalu.
- Jestem Lydia. - odparłam, po czym znów zasnęłam.

***